Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i odpadków. Powrócił do domu, kiedy w nowem mieście zapalono już latarnie elektryczne.
Nazajutrz około godziny ósmej zrana statek, wyciągnąwszy kotwicę, gwizdnął krótko i, przewalając się ciężko, ruszył w górę rzeki. Sergjusz stał przy burcie i przyglądał się wirującej, mętnej strudze, która mknęła ku morzu. Na ostrych zakosach łożyska rzeka biła potężnie w brzeg, podmywając żółtą ziemię. Całe warstwy jej wraz z trawą, krzakami i nawet gaikami obsuwały się do rzeki, a potężny prąd porywał wszystko w swe wiry, niby szczękami potwora druzgotał, miażdżył i mełł na drzazgi, na miał, na męty. Z żółtego nurtu wyłaniały się chwilami rozdęte kadłuby krów i świń, unoszonych wartem, na łasze leżał wyrzucony przez rzekę trup Chińczyka bez głowy. Widniały sczerniałe strzępy skóry, żył i mięśni. Obok niego, kwiląc cienko, i wyciągając wstrętną, gołą szyję, stał sęp. Statek sunął ostrożnie i bardzo powoli, bo kapitan obawiał się zderzenia z płynącemi konarami drzew. Gdzieś, być może, na spychach tybetańskich powódź zerwała całe połacie lasów i zdobycz swoją oceanowi posyłała w ofierze. Nie dopłynąwszy do Ankingu, zanocowali przy wysokim brzegu. Wpobliżu nie było zapewne żadnego osiedla, bo wśród niewysokich pagórków przez całą noc zawodziła para wilków, im znów odpowiadały trwożne i złośliwe krzyki nocujących gdzieś wron. Pluskała i syczała Jangtse, wzbierając coraz bardziej. Koło południa nazajutrz rzucili kotwicę w Ankingu. Tłum Chińczyków zgromadził się na brzegu. Podpływały czółna i zabierały towary, przywiezione dla kupców miejscowych, i worki z pocztą. Bojcow załadował na pokład plecione kosze z olejem „soja“,