Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie jego miało niezawodnie głębsze źródło i z niego to sączył się ten podniecający go niepokój.
Tymczasem Wali-chan, zapalając cygaro, mówił cichym, zakradającym się do mózgu głosem i uśmiechał się z podwójną uprzejmością człowieka wschodu i byłego carskiego adjutanta, znającego najgłębsze tajemnice i umiejącego ukrywać je niby klejnoty w niedostępnych skrytkach.
— Musimy porozumieć się dokładnie, nie zatajać niczego! Odkrywam swoje... nasze karty bez zastrzeżeń — zależy nam bardzo na zdobyciu takiego, jak pan, współpracownika... Niezbędnem jednak wydaje mi się ustalenie wspólnej platformy ideologicznej.
Przez spokojną, skupioną twarz Wagina przemknął lekki uśmiech. Wstęp był obiecujący. Należało być na baczności, zrozumieć i wyjaśnić wszystko dokładnie. Głos Wali-chana płynął niepowstrzymanie i beznamiętnie. Tak mówią ludzie bardzo zdecydowani i absolutnie przekonani o swej słuszności:
— Materjalna strona pańskiej współpracy należy do biura i nie ma obawy co do jej szybkiego i pomyślnego załatwienia. W tej chwili idzie mi o coś innego! Chcę streścić panu nasze poglądy i program. Musimy wszyscy wierzyć w ich wykonalność i uznawać doniosłość celu!
Wali-chan wypowiedział ostatnie zdanie ze szczególnym naciskiem i powtórzył:
— Uznawać doniosłość celu! Czy pozwoli pan, że zadam mu dwa pytania? Czy mogę?
— Ależ, pułkowniku, bardzo proszę!
— Czy nie uważa pan, że słabość Rosji polegała na jej ekspansji terytorjalnej i na przeładowaniu