Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zabawek dla dzieci zaczną dostarczać wam nabojów i zapalników! Tylko za dziesięć procent!!
Japończycy przynosili ukryte w futerałach od saksofonów części swoich karabinów „Arisaka“ i modele pocisków armatnich, pokornie i służalczo wciągając powietrze, z którem razem wchłaniali słowa Wagina. A oczy i wargi te same — jednakie u wszystkich — chciwe i drapieżne. Standart! Zdawałoby się, że w głowach tych handlarzy narzędziami śmierci nie powstała nigdy myśl o zbrodni, której służą. Padały obietnice szybkich i gwarantowanych dostaw, szubrawe plany oszukiwania władz celnych i konsularnych, obliczenia wysokości łapówek i podstępne, podle uniżone kuszenie Wagina procentami od ściśle wypłacanych im sum w ustalonych terminach.
Sergjusz wkrótce wiedział, że, gdyby był rozporządzał nieograniczonemi środkami pieniężnemi, potrafiłby uzbroić kilkumiljonową armję. Znał przecież dokładnie samo Czapei. Wystarczyłoby puścić w obieg wieść, że poszukuje jaknajwięcej mięsa armatniego i że za potrzebną mu w pewnej chwili śmierć ochotnika obiecuje mu aż do chwili zgonu wydawać codzienną porcję ryżu, trochę mięsa i ryb. Z samego Szanchaju miałby miljon żołnierzy! A ileżby dały całe Chiny z ich 480 miljonami mieszkańców i około 30 miljonów dziedzicznych nędzarzy-kulisów? Przecież pomiędzy wielkim murem a oceanem około 100 miljonów Chińczyków nie miało już w owym czasie nic do stracenia oprócz najnędzniejszego życia...
— Tak, — myślał ze strachem Wagin, — okropna, straszna stanie się rzecz, jeżeli znajdzie się wódz, który potrafi wzbudzić ruch śród tych mas zroz-