Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żowaniu tej przecinającej całe miasto arterji, skąd po Thibet Road zamierzał dotrzeć do zachodniej bramy, słabo, jak już miał możność przekonać się, obsadzonej przez policję i wojsko. Udawał, że nie spostrzega stojących na rogach poprzecznych ulic policjantów chińskich. Widząc tak swobodnie idącego Europejczyka, nie śmieli go zatrzymać, spoglądając na siebie zdumionym wzrokiem.
Dopiero, gdy przecinał ulicę Fokien, posłyszał wreszcie okrzyk: „Halt!“
Zatrzymał się i obejrzał.
Z niszy bramy wyszedł sierżant angielski, a za nim dwóch hinduskich strzelców z karabinami. Anglik spojrzał na Wagina blademi, podejrzliwemi oczyma i mruknął:
— Co jest? Dokumenty!
Sergjusz pokazał mu natychmiast dużą kopertę ministerstwa i powiedział, że dostał zlecenie z kancelarji gubernatora natychmiast dostarczyć ją adresatowi, mieszkającemu wpobliżu cmentarza. Podstęp udał się Waginowi znakomicie. Sierżant zwrócił mu kopertę począł objaśniać, że bocznemi ulicami prędzej i bezpieczniej dojdzie do cmentarza.
— Idę od pałacu gubernatorskiego i żadnego niebezpieczeństwa nie spostrzegłem, — zauważył Sergjusz.
— A tak! — potrząsnął głową Anglik. — Jednak zobaczycie, co będzie się działo, gdy nadciągną tłumy od Wusungu. Bandy poukrywały się po domach i niech-no tylko zacznie się pukanina, wypełzną ze swoich kryjówek!
Wagin dziwił się w duchu, skąd biurowy boy mógł mieć informacje, potwierdzone teraz przez angiel-