Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ XII.
W OGNIU WIELKIEJ TROSKI.

Nanking Road, zgiełkliwa zawsze i zatłoczona, wymarła. Okna domów, zasłonięte firankami, nadawały ulicy dziwnie ponury wygląd. W sklepach spuszczono stalowe żaluzje. Z wnętrz wytwornych, a zawsze ciemnych restauracyj chińskich nie błyskało żadne światełko. Drzwi i okna niektórych zostały nawet zabite deskami. Rozkrzyczane zawsze, upstrzone barwnemi afiszami gmachy „Nowego“ i „Wielkiego Świata“ miały wygląd opuszczonych ruder, gdyż tłum powstańców pozrywał plakaty i kolorowe latarnie, połamał szyldy i potłukł neonowe reklamy. Na chodnikach widniały kupy barwnego papieru, kamienie, któremi bombardowano „pałace rozrywek i zabawy“, drzazgi szyldów i odłamki szkła. Na obszarpanych, poszczerbionych kulami murach biły w oczy białe płachty odezw władz do ludności w różnych językach — chińskim, japońskim i angielskim. Wytknąwszy głowę z sieni domu, Wagin rozejrzał się na wszystkie strony. Na jezdni i chodnikach nikogo nie spostrzegł. Zrozumiał, że zapewne obawiano się strzałów wzdłuż ulicy. Przyciskając się do murów domów, szybkim i śmiałym krokiem szedł, kierując się ku ostatniemu skrzy-