Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wiedziała też o tem i pani Ostapowa. Zrobiła nawet wysiłek, prawie heroiczny przy jej pogarszającym się z każdym dniem stanie zdrowia. Zawlokła się na cichą uliczkę Ku-Fu-Long i zadzwoniła do domu, gdzie na drzwiach niby wyrzut sumienia, niby godło hańby arogancko połyskiwała tabliczka: „M-lle Vera et miss Marth“. Skierował ją tam anonimowy list. Tyle zgromadziło się na świecie nikczemności najpodlejszej, że bryznęła ona i na umierającą generałową ni to błoto spod kół samochodu. Panią Ostapową wpuszczono do saloniku z wiszącemi na ścianach portretami znanych w Szanchaju pięknych i „najdroższych“ kobiet. Wiera wyszła do niej w jedwabnym kimono, trochę jeszcze nietrzeźwa, bo w jej „gniazdku“ do białego dnia... tańczyli tej nocy, grali w karty, pili i łajdaczyli się przybyli z Tientsinu oficerowie marynarki angielskiej i francuskiej. Generałowa bez żadnego powitania i dyplomatycznego wstępu jazgotliwym głosem zwymyślała ją od „brudnych rajfurek“ i miała zamiar popsuć m-lle Wierze jej misterną, zabezpieczoną cieniutką siateczką fryzurę, lecz ta, dobrze znając generałową (mieszkała przecież u niej przez całe trzy lata), nie czekała na rękoczyny, tylko, zręcznie wykręciwszy jej ramię systemem jiu-jitsu, bez ceremonji wypchnęła z pokoju. Pani generałowa po raz pierwszy od śmierci męża zapłakała, wydając cienki, niezwykle żałosny jęk. Bez słowa już, przybita do ziemi i pokorna, wyszła na ulicę, gdzie, stąpnąwszy kilka kroków, zemdlała. Wichlajewa z trudem odnalazła ją tego samego dnia w szpitalu miejskim, tuż na Creek‘u, i przewiozła do domu. Wezwany lekarz kiwał tylko głową i mruczał: