Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nic nie rozumiem... Chyba jakiś wstrząs nerwowy... Walerjana... Trochę ekstraktu koli. Stan nieokreślony... Należy czekać i obserwować...
Lekarz — stary Niemiec — Fryderyk Szulc mógł dawać takie rady, lecz życie nie chciało czekać na panią generałową. W tym samym czasie spadł na nią jeszcze jeden, tym razem — ostatni cios. Gdy jeszcze z trudem mogła chodzić, z wielkim wysiłkiem doglądając porządków w kuchni, pokojach i „salonach“ na parterze, nagle otrzymała wezwanie do wydziału śledczego przy „British Jail“. Pojechała do więzienia angielskiego razem z Zenajdą Wichlajewą, gdyż sama bała się wyjść z domu. Przez całą drogę myślała o Grzegorzu Lubiczu. Tak przydałby się jej teraz, zastąpiłby ją w śledztwie i obronił, jeżeli coś jej grozi, ale coby mogło grozić? Może zaskarżyła ją poturbowana stara pannica — ta idjotka? Dlaczegóż jednak miałby się mieszać w to sędzia angielski? Na chwilę zdjął ją strach, że może coś nabroiła ta rajfurka „Wierka“, u której mieszka jej... jej córka?
— Mój Boże, naco mi takie życie? — myślała, zaciskając zimne palce i wzdrygając się cała, bo silny tego dnia dął wiatr od oceanu. Niebo pożółkło, jak to zawsze bywa, gdy na Pacifiku zbiera się na tajfun.
Mr. John Brown — sędzia jego królewskiej i cesarskiej mości — przyjął panią Ostapową z zimną i sztywną uprzejmością i dopiero przy zapisywaniu personalji, posłyszawszy, że stojąca przed nim blada, drżąca od wewnętrznego zimna „lady“ jest wdową po generale, kazał boyowi podać jej krzesło. Sędzia jął wypytywać panią Ostapową o byłego rosyjskiego adwokata... Lubicza, o jego życie w „Wołdze“, o mo-