Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bar a przy nim kilka pokoików umeblowanych. Jak to zawsze bywa na początku, w barze dobrze karmiono, znacznie lepiej niż u pani Ostapowej, do lokatorów zaś odnoszono się z uprzedzającą grzecznością... reklamową.
Poza ściany pokojów generałowej i Marty nie wyszła jednak największa tajemnica domu. Pani Ostapowa trzymała córkę pod kluczem. Dlaczego to robiła? Obawiała się, że Marta pójdzie za niewiernym Lubiczem? Miała jeszcze, może, nadzieję, że mecenas powróci i będzie na kolanach błagał generałową o przebaczenie? Nie wiadomo, co powodowało obrażoną w najlepszych swych uczuciach i zawiedzioną w nadziejach panią Ostapową. Fakt — faktem, że postąpiła „po generalsku“, niebywale stanowczo, zamknąwszy córkę w jej pokoju i oddawszy nadzór nad nią starej rezydentce, pomagającej pani domu w gospodarstwie i we wszystko prawie wtajemniczonej. Pewnego razu podczas kolejnego ataku szału pani Ostapowej, owa dozorczyni — niejaka pani Wichlajewa — przyniosła Marcie list od matki. Generałowa pisała, że sporządziła już testament, którym cały kapitał zapisuje na rzecz cerkwi prawosławnej w Szanchaju, córce zaś i oddanej sobie Zenajdzie Wichlajewej pozostawia po swoim zgonie „Wołgę“. W dopisku stało, że spodziewa się już rychłej śmierci i przysięga, że, zanim na zawsze nie zamknie oczu, córki spod klucza nie wypuści! Panna Marta zrozumiała, że matka wpadła w obłęd, a, nie dowierzając jej zapowiedzi rychłego końca żywota, postanowiła działać. Tego samego dnia jeszcze miała długą rozmowę z Wichlajewą i, na piśmie ustąpiwszy jej część swego spadku po matce, uciekła z domu.