Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

padół. Sergjusz stawał się przeczulonym, a nastrój jego zbliżał się chwilami do granicy mrocznego mistycyzmu. Wtedy otrząsał się z tego, marszczył czoło i przekonywał siebie, iż nie powinien nikogo — ani Ludmiły, ani Miczurina o nic pytać, bo to, na co przystał, czyni dla ukochanej dziewczyny, dla jej spokoju i dla miłości swojej, która nie może się skończyć jedynie na tej nędznej ziemi. Robił sobie gorzkie wyrzuty, iż zapomniał o innej przysiędze, ukrytej w mocnych i namiętnych słowach, gdy, klęcząc przy niej — umierającej i nieprzytomnej — powtarzał:
— Teraz razem na zawsze!
A więc w doli i w niedoli i w każdej okoliczności życia, której nie potrafiłby nawet przewidzieć i przeczuć. Oto teraz, gdy życie łamie jego nadzieję, mógłbyż cofnąć swoją przysięgę, choć na chwilę jedną zawahać się i zwątpić w uczciwość swoją i siłę woli? Szamocąc się z samym sobą, starał się zapomnieć o wszystkiem. Czemprędzej brał się do roboty. To też ucieszyła go bardzo wiadomość o oczekującej go podróży. Oddalenie, nawał pracy i nowe, nieznane mu otoczenie muszą osłabić jego cierpienia i oderwać od ścigających ciągle, nieodstępnych zawsze myśli. Codziennie odwiedzał Ludmiłę. Przeżywał trudne do określenia chwile, rozmawiając spokojnie i patrząc na nią. Nastroje jego zmieniały się wtedy z nieuchwytną szybkością. Porównywał je do powierzchni morza w godzinie nadlatującego sztormu. Pod smaganiem wichru tak rzadko pozostająca w spokoju i bez ruchu lazurowa płaszczyzna marszczyć się nagle poczynała, piętrzyć się, żółknąć i syczeć, gdy to z rozmiotania ciężkiej wody wyra-