Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w zaświatach, na wieki wieków połączeni ze sobą!
W tym momencie jakiś cień przysłonił mu słabą poświatę poranną, sączącą się leniwie przez mętne szyby i wyraźnie wyczuł obecność Miczurina.
Żarliwie i szczerze, czyniąc szeroki, powolny znak Krzyża Świętego, począł modlić się za wieczny spoczynek i światłość wiekuistą dla tego, który dla Ludmiły i dla niego poświęcił swoje życie, a którego on w rozpaczy i zapalczywości nazwał „mścicielem“. Po modlitwie uspokoił się zupełnie i, usiadłszy na fotelu, zapadł w półsen.
Tego samego dnia w godzinach urzędowych Sergjusz odwiedził generalnego konsula brytyjskiego. Nie stary jeszcze, uprzejmy Anglik przyjął go natychmiast.
— Przecież znamy się! Byliśmy sobie przedstawieni na „White Star“, gdy odjeżdżał Fred Hastings — zauważył, gdy Wagin wymienił swoje nazwisko. — Czem mogę panu służyć?
— Przychodzę w imieniu pani Wiery Somowej i w swojem również, gdyż łączy nas serdeczna przyjaźń, podziękować panu konsulowi za opiekę nad panną Ludmiłą Somową, która ucierpiała podczas paniki na zebraniu w sali ratuszowej!
Konsul rozłożył ręce i zawołał:
— Do najmniejszej choćby wdzięczności dla mojej osoby niema powodu, drogi mr. Wagin! Mam polecenie od mego kolegi, Hastingsa, by zarządzić wszystko na jego rachunek, no i — wszystko już zostało zarządzone, może pan być tego pewny!
Po wizycie w konsulacie Wagin poszedł na pocztę i wyprawił do Liverpoolu list, dziękując w nim Hastingsowi za najistotniejszą w tym okresie i tak