Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem rozległo się łomotanie do drzwi i brzydko w tej chwili brzmiący głos pani Ostapowej:
— Otwierać!... Natychmiast, bo w przeciwnym razie zawołam na służbę...
Nie było rady. Drzwi się niebawem otwarły i generałowa wpadła do pokoju oszołomionego „Gregoir‘a“. Był tak zmieszany, że zapomniał przygładzić mocno zwichrzone włosy i nie wyprostował krawatu. Marta spokojna, zapięta już starannie, siedziała na krzesełku i z obojętną miną przeglądała jakieś pismo. Bystre oczy właścicielki pensjonatu dojrzały jednak zmiętą poduszkę, zsunięty koc na łóżku adwokata i wyzierający spod materaca haftowany rąbek dessous koloru róż herbacianych.
— Nawet bieliznę dobiera do koloru włosów i ciała — mignęła jej zazdrosna myśl. — Niegodziwa! Rozpustnica! Podła!
Teraz pani Ostapowa zaczęła komenderować poswojemu, czyniąc to zapewne energiczniej i bardziej stanowczo niż kiedykolwiek umiał to robić ś. p. nieboszczyk generał.
— Marta, pójdziesz do swego pokoju, a zabierz... to tam! — oczami wskazała na barwną szmatkę. — No, teraz marsz! A co do pana, panie Lubicz, to chyba nie będę miała sprzeciwu z pańskiej strony? Za godzinę pana już tu nie będzie... W przeciwnym razie zapowiadam, że jutro obudzi się pan w więzieniu... Jak wojna — to wojna! Stary lowelas... kanalja!...
Pani Ostapowa zapomniała zupełnie o dobrych manjerach i przyjęciach „na dworze jego cesarskiej mości“ i wybuchnęła takiemi wyzwiskami i obelgami, że gdyby ktoś, oprócz zupełnie zdruzgotanego Lubi-