Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a po chwili wytrysnęła z niego gorąca struga, pobiegła do gardła, do oczu, wdarła się pod czaszkę. Wagin zatrzymał się raptownie i, zaciskając wyciągnięte przed sobą ręce, zapłakał bezdźwięcznie. Plen spostrzegł to dopiero wtedy, kiedy kilku przechodniów obejrzało się za nimi.
— Tak... tak... — mruknął znowu, mocniej biorąc Wagina pod ramię i uprowadzając go w boczną uliczkę.
Plen, spiesząc się, chciwie wypalił fajkę i kazał podać jakąś potrawę. Wagin jadł, nie myśląc o tem, co robi i nie czując smaku. Jednak pożywienie zrobiło swoje. Organizm, nerwowym wstrząsem zahamowany w swoich czynnościach, ożywił się znacznie. Oczy nabrały przytomniejszego wyrazu. Doktór zmuszony był jednak kilka razy zadać Waginowi jedno i to same pytanie, zanim dotarło ono do jego świadomości.
— Czy wiecie, co tu zaszło?
Wreszcie Sergjusz podniósł na Plena wylękłe spojrzenie i wyszeptał:
— Mówcie!
Plen zaczął od opowiadania Miczurina o Arturze Carlingu i doszedł wreszcie do ostatniego z lejtenantem spotkania, gdy kulejący, blady i przerażająco spokojny przyszedł do niego do palarni.
— Miczurin zabił Carlinga?! — szeptem zapytał Wagin.
Plen w milczeniu skinął głową i, otarłszy spocone czoło rękawem, mruknął:
— Tej samej nocy... Miczurin zginął na szosie za miastem...