Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i trzciny cukrowej. Nad ziemią unosiły się drgające strugi pary. Ludzie pracowali w polu; świergotały jakieś ptaszki, całemi stadami przenosząc się nad szosą. Dymiły się stosy podpalonej słomy, a kobiety i dzieci rozsypywały po podorywie pozostające po niej popioły. Gdzieś cienko i niecierpliwie rżał niewidzialny za pagórkami koń. Na ogrodzonej łączce pasło się stadko owiec. Tuż za rowem, biegnącym wzdłuż drogi, czarne, szczeciniaste świnie, o długich, opuszczonych uszach ryły ziemię, chrząkając głośno. Droga wybiegła wreszcie na brzeg głębokiej i wartkiej rzekł Min. Z obydwu jej brzegów do samego wartu podchodziły zielone pagórki, woddali strzelały ku niebu jakieś wysokie, ostrowierche szczyty górskie. Czasami pagórki rozstępowały się nagle, odsłaniając widoki na równiny, okryte ciemną zielenią krzaków herbacianych, sadami, gdzie rosły drzewa morwowe, kamforowe i pomarańczowe. Nad brzegiem rzeki i na płaszczyznach pomiędzy wzgórzami rzucały ciemnogranatowy cień rozłożyste banjany. W okolicach miasta mignęły Waginowi zabudowania klasztorne i malownicza „świątynia księżyca“ starożytnej architektury chińskiej — szlachetnej i majestatycznie prostej. Szofer, śmiejąc się szyderczo, wskazał Sergjuszowi pobliską wioskę i objaśnił, że zamieszkuje ją odrębny, nie łączący się z Chińczykami szczep „czcicieli... psa“ — bóstwa i dalekiego ich praojca. Zaludnione gęsto okolice zdradzały zamożność wieśniaków, których herbata, owoce, jedwab i wyroby z czerwonej laki znane były na rynkach całego świata. Fuczou z przylegającą do niego doliną rzeki przez długi czas korzystało z niezależności i miało nawet swego króla. Ślady tego świet-