Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaś napadu komunistów i bandytów korzystać z powagi flagi brytyjskiej lub gwiaździstego sztandaru Stanów Zjednoczonych. Korzyści prozelityzmu były nader zrozumiale i namacalne, więc pewna ilość Chińczyków uczęszczała na niedzielne nabożeństwa i słuchała słów Biblji w języku chińskim, cierpliwie i godnie nudziła się na kazaniach pastorów, mówiących do żółtych ludzi tak, jak do swoich rodaków z Birminghamu lub z Filadelfji. Misjonarze widocznie sami całkowicie uprzytomniali sobie bezcelowość i nierealność swej pracy, bo robili wszystko bez żadnego zapału, urzędowo, z najmniejszym możliwie wysiłkiem spełniając polecone im czynności „oświecania dzikich, pogańskich Chin“, nie zdając sobie sprawy z tego, że w Chinach istniała wspaniała cywilizacja, piśmiennictwo, nauki i rozwinięty kult religijny już wtedy, gdy dalecy przodkowie dumnych Anglo-sasów pędzili jeszcze życie jaskiniowców. W tej apatji i bierności misjonarzy wyczuwało się przynajmniej szczerość, lecz, poza zbożną pracą głoszenia Słowa Bożego, rządy państw, ich ambasadorowie i konsulaty narzuciły im inną jeszcze robotę, za którą w w. XVIII i XIX-ym niezmiernie drogo zapłaciły placówki holenderskie w Chinach i Japonji. Zawierając znajomości z różnymi ludźmi w miasteczkach prowincji Fukien, Wagin dowiedział się o agitacji, którą uprawiali misjonarze protestanccy. W swoich szkołach pogłębiali oni ksenofobję Chińczyków, kierując ją, w zależności od otrzymanych wskazówek, przeciwko temu lub innemu państwu, konkurującemu na rynku chińskim, szczególnie jednak — przeciwko Japonji. Waginowi pokazywano ulotki, drukowane w drukarniach misyjnych, a nawołujące do