Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dotykając go kolanami. — Idę na randkę z kochankiem...
— Hm! Pani wybiera się do kochanka?... — powtórzył Wagin i zaśmiał się szyderczo. — Niedawno słyszałem, że ktoś nazwał panią „niezdobytym szczytem“.
— Dziwi to pana? — szepnęła. — Wy mężczyźni — wszyscy jesteście jednacy. Tak łatwo poddajecie się hipnozie! I wogóle nic nie rozumiecie! Ach, panna Marta Ostapowa, mówią nasi panowie, niebosiężny szczyt, dziewiczym okryty śniegiem, generalska córka, biała lilja!!!
Sergjusz chciał zapewnić ją, że wcale tak nie myślał, gdyż widzi przed sobą jej wszystko już rozumiejące i nietyle śmiałe, ile bezczelne oczy, ale panienka szeptała z coraz większem rozdrażnieniem, chociaż w źrenicach jej ciemnych oczu nie znikały zimne i drapieżne ogniki. Niezawodnie usiłowała ocenić wrażenie, jakie wywierają jej ośmielające zwierzenia i dotyk kolan, których ciepło, siedzący przed nią Sergjusz czuł wyraźnie przez cienką tkaninę.
— A tymczasem jestem przedewszystkiem kobietą dojrzałą, kobieta — z krwi i mięsa!...
— Mówi pani o sobie, jak o tym rostbefie! — zaśmiał się cicho Sergjusz i odsunął od siebie talerz z kawałkiem krwawiącego mięsa. — Tak to się mówi, a w samotności i w tajemnicy przed służbą wróży pani zapewne, stawiając karty na nieznanego wybrańca i małżonka! — Króla pik lub trefl! Znamy się na tych panieńskich sztuczkach!
— A stawiam, żeby pan wiedział! Tylko na króla „coeur“, bo wolę blondynów — odparła, ciężkiem,