Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do niego dłoń. Schwycił ją i przycisnął do ust. Nieznane moce oderwały go od ziemi, od ludzi, od samego siebie. W tej chwili wyznania, co nadeszła tak niespodziewanie, oddawał Ludmile duszę swoją, a czuł z przenikającą go świadomością, że była to dusza ostatecznie oczyszczona i promienna cichą radością i spokojem miłośnie dokonanego dzieła. Całą istotą swoją wyczuwał ją, wyzwolony ze wszystkich swoich nędznych pragnień, drobnych nadziei i egoistycznych marzeń człowieczych. Wreszcie podniósł głowę i zajrzał w oczy Ludmiły w pokorze i milczeniu oddania się i zrozumienia. Patrzyła na niego uczciwie, śmiało i łagodnie. Porozumieli się bez słów, przeniknęli najgłębsze tajniki swoich dusz, a wtedy to, co przed godziną jeszcze Miczurinowi wydawało się strasznem, niemożliwem do przeżycia, teraz zostało przyjęte przez niego z całym spokojem, który nie był ani rezygnacją ani ofiarą, tylko zwolnioną już z pęt egoizmu miłością.
Kiwnął kilka razy głową, potarł sobie czoło i szepnął:
— Tak bardzo kocha pani Sergjusza Wagina?
— Jego pierwszego i ostatniego! — odpowiedziała z rozpaczliwym porywem, a cała twarz jej płonąć poczęła, stając się coraz piękniejszą i bardziej uduchowioną. Ujął ją za ręce i stali tak bardzo długo, wpatrzeni w siebie, pełni zaufania i przyjaźni, jak dwoje kochanków, co oddali już sobie wszystko, co mieli najlepszego i najpiękniejszego.
Dopiero, powróciwszy do siebie, Miczurin usiadł przy stole i nagle, upadłszy głową na stół, począł łkać bezdźwięcznie. Nie uświadomił sobie tego, że opłakuje kogoś przed chwilą zmarłego, bardzo mu