Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fachu, ale to na jedno wychodzi, bo i dla mnie takie wygłupianie się — to na szmelc!
„Brat Artur“ skończył wreszcie swoją mowę. Zeszedłszy z estrady, chodził wśród publiczności z pierwszych rzędów, witał znajomych, uśmiechał się do nich skromnie i melancholijnie, od czasu do czasu rzucając jakieś zatrważająco przenikliwe spojrzenia. Nagle zbliżyła się do niego Ludmiła i o coś go zapytała. Na przystojnej, wrażliwej twarzy młodzieńca odbiło się głębokie zdumienie. Milczał długo, wpatrując się w ciemne, mądre oczy dziewczyny. Wreszcie ujął ją pod ramię i odprowadził nabok. Coś mówił do niej, gestykulując i patrząc na nią z nieukrytem już przerażeniem. Ludmiła, pożegnawszy wkrótce kaznodzieję, poczęła przeciskać się przez tłum. Miczurin, nie spuszczający z niej oczu, spostrzegł jednak, że do pięknego Artura zbliżyła się wysoka, zgrabna Amerykanka o obłoku złocistych włosów nad głową. Lejtenant znał ją z widzenia, a nawet przypomniał sobie jej imię. Tak! Jej towarzysz — doradca techniczny rady miejskiej — nazywał ją poufale — „Golden Jenny“. Miczurin kilka razy widział ich w Czapei, gdzie przyjeżdżali do herbaciarni „pod wierzbami“, a stamtąd na plac stracenia. „Golden Jenny“ lubiła widok i aromat krwi, maczając w niej koronkową chusteczkę... talizman na szczęście. Raz nawet zwiedzili „Gospodę 4-eh stron świata“ i wtedy to właśnie Miczurin, pełniący wówczas obowiązki cerbera i tłumacza, posłyszał jej imię, bo młody inżynier, pogardliwie i ze wstrętem oglądając brudne legowiska zajazdu, spytał towarzyszki: „Czy mogłabyś wyobrazić sobie, my sweet golden Jenny, nasze miłosne schadzki w tym okropnym barło-