Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko nauce brata Artura, gdyż poczęło bić mocno i żądać odpowiedzi na pytania:
— Doktór Plen otruł chorą Wierę, bo umiłował tę biedaczkę, a potem tak dręczyło go sumienie, że stary omal na śmierć nie zakurzył się opjum? Więc i to było z Ducha? A ty, ty sam, który rozbijałeś kasy i planowałeś napady, czyż nie męczyłeś się potem, gdy pokochałeś Ludmiłę? Więc znaczy, że powodem twojej męki był Duch? A pamiętasz, jak ledwie się wstrzymałeś od schwycenia za gardło Wagina? I ten popęd do zemsty miał ci również podszepnąć Duch ze swej siedziby w twojem sercu?!
— Łże ten blagier! — zawyrokował Miczurin i już więcej go nie słuchał. Czasem tylko zaciskał zęby i myślał:
— Za długo pieje ten wypieszczony prorok!
Znienawidził brata Artura odrazu i nie mógł tylko wyjść z podziwu, że inni słuchają go z zachwytem i przejęciem. Uświadomił sobie, że na sali znajduje się dwa rodzaje słuchaczów. Jedni o zawiedzonych nadziejach lub nieziszczonych pragnieniach. Tacy zawsze łakną pocieszenia i skłonni są do mistycyzmu. Drudzy — bogacze, przychodzący tu z nudów, ze snobizmu, zupełnie dla tego samego, co pociągało ich do jaomynia w Czapei, gdzie mogli patrzeć na strugę bluzgającej krwi, gdy kat odrąbywał głowę prawdziwemu lub domniemanemu bandycie.
— Niech-no tylko te „worki z dolarami“ wsiądą do swoich limuzyn, wnet szydzić zaczną z tego Artura Carlinga i opasłej mrs Ellen Bosthaft, z serca, w którem usadowił się jakiś mocno ustępliwy duch, z tej niebieskiej kotary, marmurowego ołtarza (poco tam jednak ustawiono ten biały kamień?) i z długie-