Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wreszcie zostaną poskromieni i powieszeni rozzuchwalone i rozpanoszone „chamy i żydy“, wodzący rej w nowej Rosji proletarjackiej? Wszyscy, pomimo, że minęło już trzy lata, wmawiali sobie, że lada chwila życie powróci do dawnego łożyska. Ta ślepa, bezmyślna wiara była też jedną z potęg, podtrzymujących te rzesze nieszczęśliwców, wyrzuconych, jak ryby na piaszczystą łachę, na obcy im nieznany brzeg, stający się z dniem każdym coraz bardziej wrogim. Utrata tej dziecinnie naiwnej wiary stałaby się kresem rozpaczy, upadku i zagłady. Każdy z tych ludzi uświadamiał to sobie zupełnie jasno.
Adwokat Lubicz, wysoki, zgrabny, mimo, iż miał srebrzystą, niezwykle bujną czuprynę, niedbałym ruchem owijając dokoła palca czarny sznurek binokli, opowiadał płynnie, umiejętnie akcentując ważne ustępy swego przemówienia:
— Jakby tam nie było, a fakt faktem, że ochotnicze armje na południu trzymają się jeszcze i kto wie, czy po reorganizacji nie stały się silniejsze ideowo i moralnie? Co do mnie, to muszę się przyznać, że pokładam szczególną nadzieję w baronie Wranglu. Jest to systematyczny, zimny, pozbawiony wszelkiego romantyzmu Niemiec. Takiego właśnie potrzebowaliśmy dawno! Rosjanin, czy to Denikin, czy Korniłow i Kaledzin, czy Kołczak — zbyt dużo sentymentalizmu, marzycielstwa i szkodliwego, bo prawdę biernego i fatalistycznego mesjanizmu wkładali w całe to przedsięwzięcie walki z czerwoną Moskwą, z tymi bandytami i Żydami. Wrangel będzie bił, a sentymenty swoje pozostawi w taborze, na później! Cha-cha-cha! Ale i oprócz Wrangla coś innego