Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stole ręce i znieruchomiał. Jakieś przykre niezadowolenie z czegoś, to znów niby jakaś obawa, wpełzły mu do serca. W piersi i w mózgu czuł sączące się zimne strugi. Z poza cieniutkiej ściany dobiegał go z sąsiedniego pokoju suchy, szczekający kaszel chorego chłopaka, odgłosy rozmowy, prowadzonej szeptem, cichy płacz, westchnienia trwożne i zgrzytliwe tykanie zegara. Wkońcu nie słyszał już nic. Myśli jego odbiegły daleko. Twarz poszarzała mu i stała się znacznie starszą i steraną. Zmarszczki na czole i dokoła ust wcięły się jeszcze głębiej.