Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pamiętał. Ostre zapachy kuchenne wzbudziły w nim poczucie głodu. Wstąpił wreszcie do restauracyjki, nad którą widniał ogromny szyld chiński, głoszący, że —
— Najwykwintniejsza restauracja w świecie „W locie siedmiu jaskółek“ czcigodnego Mao-Lu-Pao, naczelnego kucharza ostatniego Syna Nieba, słynie ze swych potrawek z gołębi w sosie „szi-kai-ni“ i z boczków jagniąt, nadziewanych kasztanami, gotowanemi w rosole z „trepangów“.
Wagin nie mógł rozumieć stylizowanych misternie hieroglifów chińskich taksamo, jak uwięziony już wówczas „Syn Nieba“, ostatni, młodociany cesarz, nie był w stanie sprostować pewnej nieścisłości, a mianowicie, że czcigodnego skądinąd Mao-Lu-Pao nie oglądał nigdy swemi „boskiemi“ oczami i nigdy w „Zakazanym Grodzie“ nie miał takiego szefa kuchni. Sergjusz ze smakiem jednak zjadł podaną mu wyborną potrawkę i tłusty kawałek faszerowanej baraniny. Przekonał się, że ceny były tu dostępne, jedzenie — dobre a porcje — obfite. Postanowił więc, o ile pozwolą mu na to okoliczności, zaliczyć się do stałych bywalców restauracyjki Mao-Lu-Pao, chudego, jak szczapa, dziobatego djabelnie Chińczyka, coś niecoś bełkocącego po angielsku.
Nowego gościa zaciekawiła niezmiernie publiczność restauracji. Niezawodnie, klienci dziobatego Mao nie byli ani kupcami, ani rzemieślnikami. Pierwsi jadali wyłącznie w domu i w dzień mieli na sobie wyświechtane, przetarte na łokciach ubrania, niby szyldami, poznaczone plamami lub kurzem artykułów swego businesu: ten — oliwą, tamten — mąką, inni — oczeskami bawełny, jedwabiu, juty lub też