Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mynia skarżył mu się na marne interesy. Ma do ścięcia dziesięciu jakichś biedaków i karmi ich z własnej kieszeni już drugi tydzień, czekając aż przybędą Amerykanie, aby się przyjrzeć egzekucji, ale tymczasem — amatorów niema... Mam nadzieję, że „Pod wierzbami“ w samotności i skupieniu napijemy się dobrej herbaty!
Gdy Plen wszedł do palarni, Miczurin, spojrzawszy nieśmiało na Wagina, spytał go:
— Możebyśmy też zaprosili panią Somową i pannę Ludmiłę?
Wagin uświadomił sobie nagle, że imię Ludmiły nabrało teraz dla niego całkiem innego znaczenia i budziło w nim jakieś ostre zaciekawienie, bo przecież zakochany w niej Miczurin musi mieć chyba jakieś znane mu powody do zazdrości. Powodów tych sam dać mu nie mógł, gdyż poza przyjaźnią, a raczej współczuciem dla Ludmiły nie czuł dla niej nic. Niezupełnie zresztą nic! Interesowała go tą swoją nadwrażliwością i dziwnem wyczuwaniem ludzi, co go zastanowiło i uderzyło przy pierwszej już znajomości. Powodów do zazdrości musiała nastręczyć lejtenantowi chyba tylko sama Ludmiła. Tak tylko ona! Ale coby to mogło być? Przypomniawszy sobie jednak wybuch, którego dziś nie mógł pohamować Miczurin, postanowił odrzucić plan przyjaciela. Zaśmiał się cicho i, grożąc mu palcem, powiedział:
— Ej, bo polecę Plenowi wstrzyknąć wam z dziesięć ampułek surowicy, rekinie zakochany!
Śmiejąc się obaj, poszli do palarni. Rozróżowiony i wyprostowany Plen, patrzał na nich świecącemi się dziwnie oczyma i grzebieniem rozczesywał sobie powichrzone włosy i rudawą brodę. Jak się okazało,