Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wcześnie stawać do roboty i późno wracać do domu, wobec czego postanowił zamieszkać niedaleko gmachu „Szun-Pao“, znalazłszy dla siebie bardzo tani pokoik w chińskiej kamienicy czynszowej. Nikt się temu nie dziwił, a nawet cieszono się, że lejtenant opuścił wreszcie swoją obrzydliwą siedzibę. Nikt — ani Wagin, ani pani Somowa nie wiedzieli jednak o tem, że wieczorami jakiś niezmiernie wybujały, barczysty człowiek całemi godzinami przechadzał się wpobliżu domu Jun-cho-sana i, gdy otwierały się drzwi kantoru kupca, zaglądał na podwórze, gdzie świeciły się okna małej oficyny wewnętrznej. Czasami, spostrzegłszy tam cień na firance, zamierał na miejscu, jak urzeczony, wpatrując się niby w zjawę.
Na trzeci dzień po przenosinach na stare śmiecie, Sergjusz postanowił odwiedzić doktora Plena. Wyszedłszy koło ósmej na ulicę, odrazu poznał przechadzającego się Miczurina i okrzyknął go. Ten, zmieszany bardzo, podszedł do przyjaciela, mrucząc niewyraźnie:
— Wybrałem się do Plena... Mam dziś parę wolnych godzin... Dawno go już nie widziałem...
Wagin spojrzał na niego uważnie i, nic nie odpowiadając, poklepał go po ramieniu.
— Co to ma znaczyć? — opryskliwym głosem spytał Miczurin, odsuwając się gwałtownie od Sergjusza.
Ten zajrzał mu w oczy przenikliwie i, jakgdyby poczuwszy nagły ból, syknął:
— Cieszę się... cieszę się, że razem złożymy mu wizytę...
Miczurin odmruknął coś niewyraźnie i w milczeniu szedł obok przyjaciela, patrząc w ziemię. Tak,