Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Japończyk obejrzał się dokoła i przysunął fotel bliżej do gospodarza.
— Dostawa karabinów i kulomiotów... — szepnął.
— Dla kogo?
Konsul uczynił ruch, jakgdyby chciał ogarnąć cały świat, po chwili jednak uśmiechnął się chytrze i znowu szepnął:
— Tymczasem dla dwuch tylko klientów — Chin i Mongolji!
— Dla Chin? — spytał Ti-Fong-Taj. — Ale dla kogoż właściwie w Chinach?
— Wszystkim partjom bez różnicy, wszystkim generałom, za wyjątkiem oczywiście tych, którzy hołdują komunizmowi...
— Czy nie przypuszcza pan, że broń ta zostanie użyta przeciwko Japonji? — spokojnym głosem zadał pytanie Chińczyk.
— Obliczyliśmy tę możliwość, ale... będzie ona miała znaczenie drobnego epizodu... Naszym celem byłoby uzbrojenie narodu chińskiego, aby mógł on wreszcie przeciwstawić się bezczelnej zaborczości Europejczyków i Amerykanów... Zresztą jesteśmy przekonani, że w ostatecznym wyniku cały zapas broni zgromadzi się w ręku jednej partji...
— Którą ma pan na myśli?
— Tego nie mógłbym jeszcze przewidzieć, lecz wiem, że z tą partją, jakkolwiekby się nazywała, dojdziemy do porozumienia...
Ti-Fong-Taj milczał, myśląc nad planami konsula, obliczając możliwy zysk dla firmy, ale szczególnie zastanawiając się nad niezrozumiałą i niepokojącą go szczerością Kataoki, tak obcą psychice ludów Da-