Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za dwa miesiące nie zapłaciła za pokój, a teraz znów — ta zbójecka trójca w moim pensjonacie! Nie daj Boże, dowie się o tem policja i zechce mnie do sprawy wmieszać... Cała nadzieja, że Grégoire... ale co robić? Nowi goście pomyślą, że u mnie w domu bywają bandyci!...
Generałowa uciekła się do wynalezionej przez siebie i wypróbowanej taktyki. Spoważniała nagle, stała się niebywale dostojną i niedostępną i wycedziła przez zęby:
— Pewnego razu w Gatczynie, podczas „gardenparty“ u cesarzowej-wdowy, kamer-junkrowi, księciu Białozierskiemu przepadła złota cygarnica z brylantowym monogramem...
Czasy jednak i nastroje emigrantów, widać, gruntownie się zmieniły, czego jednak generałowa nie spostrzegła i nie zdyskontowała w sposób należyty. Nikomu już nie imponowała najświetniejsza bodaj przeszłość historyczna, gdyż stała się dla wszystkich przedpotopową bajką, ginącą w zamierzchłych epokach — bezpowrotnie minionych, trochę rzewnych, trochę cudacznych. Ci, którzy żyli jedynie wspomnieniami — odeszli już w zaświaty, tych zaś, co przetrwali okres fantastycznych nadziei, życie tak przetarło, przekuło i przenicowało, że, gdyby mieli czas i ochotę do porównań, nie poznaliby samych siebie. W szybkim, niezwykle szybkim tempie różnorodna walka o byt — to niewybredna, pierwotna, to znów zdradzająca niepospolite zdolności umysłowe, zdążyła już otrzeźwić wszystkich, zracjonalizować i wyrobić w nich własną dumę, swoistą etykę, nową etykietę, formalizm wygnańczy i ciągłą zmienną ideologję, niczem z jakąkolwiek tradycją nie zwią-