Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kuł miał pochodzić od „własnego korespondenta“. Dowiedziawszy się o epilogu karjery groźnej trójki, generałowa westchnęła ciężko i jeszcze raz zadała sobie pytanie:
— Dlaczego Katiusza nosiła obok drogich bransolet te tanie i brzydkie? To zupełnie nie pasowało do niej?
Potem zaczęła rozmyślać nad tem, czy Katiusza rzeczywiście była żoną inżyniera i czy ów grubasek „Maciejka-dyrektor“ istniał kiedykolwiek na ziemi? Wszystkie myśli i domysły swoje zakończyła drugiem i ostatniem z powodu Katiuszy, Leopadze i Karszwili westchnieniem, gdyż zrozumiała, że tak miłych, towarzyskich i bogatych klientów (oby tylko nie byli bandytami!) fortuna nigdy już jej nie ześle. Życie — niezmiernie trudne — wymagało od pani generałowej ciągłych wysiłków i kombinacyj, więc po tygodniu zapomniała już o złotowłosej pani i jej wesołych, beztroskich obrońcach i opiekunach, co to śpiewali o „wysokim i dalekim orlim locie“. Nie bardzo nawet przejęła się tem, gdy Marta opowiedziała jej, że w Szanchajskiem „Nowoje Wremia“ umieszczona została wiadomość o zgonie rannej bandytki w szpitalu więziennym.
Ale wszystkie sentymentalne wrażenia i filozoficzne myśli przyszły jej w kilka dni później, teraz zato, gdy słuchała Wali-Chana i obserwowała na twarzach gości wzruszenia różnego gatunku, pani Ostapowa zaniepokoiła się poważnie. W jej praktycznej głowie śmigały różne myśli:
— Tamten paskudny wypadek z fałszerzem banknotów, potem samobójstwo głodnej nauczycielki, którą wyrzuciłam (przecież miałam prawo!), bo mi