Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie bluźniło, wsłuchuj się w rozpacz serca, w miotanie się duszy i w bolesny skurcz skręcanych głodem wnętrzności, a wtedy miej czelność pytać, mięczaku!“
Wagin wypowiedział to wszystko powoli, ale płynnie i spokojnie, jakgdyby formułę takiej odpowiedzi obmyślił oddawna, wynosił ją w sobie i miał w pogotowiu na każde zawołanie.
Szli długo, milcząc, aż Miczurin zadał nowe pytanie, tym razem jakimś zdławionym szeptem:
— A gdyby spytała mię o to kobieta... kochana kobieta?...
— Och, czcigodny lejtenancie! — zawołał jakgdyby zdumiony. — Pan pyta mnie o to? Czyż nie pamiętacie doskonałego rosyjskiego powiedzenia: „Pokochaj mnie, gdy jestem czarny, bo białego — pokocha mnie każda!“
Zaczął śmiać się na nowo i powtarzać przez śmiech:
— Pokochaj mnie — czarnego! Pokochaj mnie — czarnego!
Miczurin czuł się zmieszanym tym wybuchem wesołości przyjaciela i nie spostrzegł, że w przymrużonych oczach jego odbił się głęboki smutek. Wagin nie wszczynał więcej tej rozmowy, a i Miczurin nie powracał już do tak niespodziewanego tematu, który mimowoli zdradził go. Od tego czasu Sergjusz uważnie śledził przyjaciela i wkrótce już nie miał żadnej wątpliwości, że w sercu Miczurina zagnieździła się miłość. Rozumiał też, że była to miłość w tym wypadku najdziwniejsza na świecie, bo nieśmiała, pełna niemego uwielbienia, beznadziejna, daleka od wybuchu namiętności, młodzieńczo-wsty-