Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

suficie, myślał o tem, że zmiany, które oddawna rzuciły mu się w oczy w nastroju i postępowaniu Miczurina, zaszły już dalej niż nawet mógł przypuszczać, a skierowały się na drogę przez nikogo nieprzewidzianą. Dopiero w tej chwili sam Miczurin otworzył mu oczy na to, co zaszło w duszy dawnego rezydenta chińskiej gospody i na to, że w tych przemianach i on sam mimowoli odgrywa jakąś czynną rolę, narzuconą mu przez Miczurina.
Lejtenant za wszelką cenę i jak najprędzej chciał wyrwać się i odejść jak najdalej od nędzy, upadku i gnuśnej bierności swej żałosnej egzystencji w „Gospodzie 4-ch stron świata“, odnaleźć w sobie wszystko, co utracił, zda się, na zawsze, krocząc męczeńską, tragiczną lub ohydną drogą zwierzęcej walki o byt, powrócić do powstającego nagle z rumowisk dawnego trybu życia, chociaż przeklął je już stokrotnie i pogardzał niem, jako utraconem beznadziejnie i niepotrzebnem pijanemu „cerberowi“ wstrętnego zajazdu chińskiego. Zmiany, zachodzące w Miczurinie, jako konsekwencja pragnienia gruntownego zerwania na zawsze z dawnem życiem, miały narazie charakter ewolucji raczej zewnętrznej. Rzuciło się to w oczy Waginowi, który z zadowoleniem śledził przebieg „zmartwychwstania“ tego, jakgdyby bezpowrotnie zgubionego człowieka. Pochłonięty był jednak własnemi sprawami i niemal podświadomie opracowywanym planem dalszej przyszłości, planem coraz bardziej rozszerzającym zasiąg w miarę tego, jak Wagin zmuszony był zagłębiać się w treść, szczegóły, a nawet tajniki życia narodu i kraju, gdzie ślepy przypadek lub niewiadome przeznaczenie kazały mu żyć i działać. To też Wagin