Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szynu, ale wkrótce ogarnęły go wątpliwości, czy nie lepiej będzie, jeżeli wypije jedną tylko, a najwyżej — dwie miseczki okowity? Kto wie, co czekało go w nocy? Może wybuchnąć jakaś awantura i będzie zmuszony z urzędu „cerbera“ interwenjować, a przecież trzeba się wyspać, bo jutro czeka go znów praca. Postanowił nie rezygnować tymczasowo z roli nocnego obrońcy ładu i ciszy w „Gospodzie 4-ch stron świata“. Tak go już zmełły tryby rozpaczliwie nędznego życia, że nie dowierzał niczemu. Wolał więc zachować sobie jakitaki kąt i misę ciepłej strawy, co pozwalało mu śmielej patrzeć w przyszłość, mieć przynajmniej pewność, że nie spotka go śmierć głodowa. Tej nocy lejtenant Michał Miczurin był wyjątkowo trzeźwy, a gdy na tle kart wynikła jakaś kłótnia w izbie, zajmowanej przez kulisów, przymierających z głodu, „cerber“, nie puszczając w ruch potężnych pięści, przemówił im do rozumu i sumienia i uciszył namiętności zrozpaczonych ludzi. Obiecywał sobie zato upić się „w sztok“ w sobotę wieczorem, gdyż w tym dniu miał właśnie otrzymać zapłatę za pięć dni — około 17 dolarów! Czuł się Morganem, Rotschildem, czy też innym worem złota!