Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przejść — powiedział cicho, odpowiadając raczej na własną myśl, niż na przemówienie gościa.
Miczurin, rozwalony na tapczanie, wmieszał się do rozmowy:
— Słuchaj, najdroższa fajo bambusowa, poradź i dopomóż, bo coś mi się widzi, że w naszej sprawie ty, stary dziwolągu, możesz wiele zdziałać!
— Ja? Cóż ja mogę? Salwarsanu wam zastrzyknąć, ząb wyrwać, leczyć gruźlicę i febrę, a nawet — wyrostek robaczkowy usunąć, jeżeli nie obawiacie się infekcji w mojej „sali operacyjnej“, ciężarną prostytutkę od „płodu nieszczęsnej miłości“ uwolnić — to mogę, ale pozatem? Na cóż innego mógłbym być wam potrzebny? Przeceniasz moje siły, druhu!
— Krygujesz się, jak emerytowana kokota z Suczou-Creek‘u, drągalu! — zaśmiał się Miczurin i przedstawił mu plan Wagina, zakończywszy swe opowiadanie zupełnie realnym projektem:
— Wiem, że twój obrotny Czeng-Si podtrzymuje zażyłe stosunki z policją. Przekonaj go, że powinien dla własnego interesu wyrobić panu Waginowi urzędową przepustkę z pieczęcią jaomynia, powołując się na nieodzowną potrzebę załatwienia swoich interesów w mieście. Zapewne stary lis ma tam niejedną sprawę, gdyż...
Plen klasnął w dłonie i zawołał:
— Jakbyś słyszał jego skargi dziś zrana! Ma jakieś ważne interesy do Fen-Cziena przy ulicy Czing-Juen-Li...
— Ha! stary handlarz opjum, morfiną, heroiną i innem paskudstwem, które niektórzy dżentelmeni uważają za dar nieba! — przerwał mu lejtenant.