Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przepuściwszy mimo uszu docinek przyjaciela, Plen opowiadał dalej:
— Czeng-Si dostał przepustkę, ale poza mury naszej dzielnicy przedostać się nie zdołał. Oznajmiono mu, że ani jeden Chińczyk z tej strony do dzielnicy europejskiej nie może być wpuszczony. Błagał mnie tedy, żebym poszedł i spełnił jego zlecenie, ale, ty wiesz, że ja tak daleko od swego leża odejść nigdy się nie odważę... Doskonale się składa! Bardzo pomyślnie! Zaraz idę do swego Amfitrjona i będę go skłaniał, aby przepisano mu dokument na nazwisko pana Wagina.
Doktór niezwłocznie opuścił pokój.
— Niesłychana rzecz! — wołał Miczurin. — Miałem dobre przeczucie, żeśmy tu przyszli!... Co to znaczy intuicja wybitnego intelektu!
Mówiąc to, klepnął się w czoło i wybuchnął śmiechem, lecz natychmiast spoważniał i spytał:
— Jeżeli pan urządzi swoją sprawę, to czy pan powróci do Czapei?
Wagin zrozumiał myśl lejtenanta. Podszedł więc do niego i położył mu rękę na ramieniu.
— Powrócę, choćby tylko po to, aby zabrać was ze sobą... — szepnął wzruszonym głosem. — Pragnąłbym, aby miska czumizy rentowała się wam lepiej niż owa soczewica biblijnemu Ezawowi!
Uśmiechnął się serdecznie do Miczurina, który z mocą ścisnął mu dłoń i szepnął z wdzięcznością:
— Przekonacie się wtedy, że ze mnie mogą jeszcze być ludzie...
Dalszą rozmowę przerwało wejście Plena i właściciela palarni. Czeng-Si zadziwiająco szybko, jak na Chińczyka, lubiącego mitręgę, krętactwo i ciągłe