Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czelność nazywać się rzeczypospolitą chińską, albo z autografem samego nawet cesarza, bo znam tu takich grawerów, o jakich nie śniło się nikomu w Europie, kopistów niezrównanych, ale to — na szmelc! Tu trzeba tak zrobić, żeby nikt nie mógł nic zakwestjonować... Hm... hm... Wiecie co? Złóżmy wizytę doktorowi Plenowi! Ucieszy się nam to wędzone dziwaczydło tembardziej, że, podobno, czuje się nieświetnie. Napadają go czasem jakieś zmory, a wtedy zatruwa się tem świństwem makowem! Nadali też djabli, że ten niemądry nałóg niszczy tak zacnego chłopa!
Doktora Plena zastali w ambulatorjum. Ponieważ i na nim odbiło się zamknięcie Czapei, gdyż pacjenci z dzielnic i koncesyj europejskich nie mogli dotrzeć do niego, Chińczycy zaś, przerażeni zastojem w handlu i z godziny na godzinę oczckiwanemi rozruchami głodnych ludzi, zapomnieli o swoich chorobach, — Plen, korzystając z wolnych chwil, porządkował swój „szpital“, robił zapasy leków, ostrzył igły do szpryc i naprawiał zużyte przyrządy i instrumenty. Wyglądał bardzo nędznie — sino-blady, pomarszczony i przygarbiony jeszcze bardziej. Ucieszył się szczerze, ujrzawszy przyjaciół i jął częstować ich papierosami.
— Porzuciłem palenie tytoniu, doktorze — wymawiał się Wagin. — Przyszło mi to z łatwością, gdyż przeprowadziłem długą kurację odtłuszczającą. Surowa głodówka dobrze mi zrobiła, szczególnie na jasność i ścisłość myślenia!
Plen podniósł na mówiącego poważne, wnikliwe oczy i uśmiechnął się nieznacznie.
— Wcześniej czy później każdy z nas musi to