Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W takich wypadkach słodko się śpi — wiem coś i ja o tem! — wybuchając śmiechem, powiedział dziwnie radosnym głosem. — Bardzo proszę wpadać do mnie na czumizę!... Nie elegancki to poczęstunek, ale zawsze można gruntownie nabić sobie brzuch... Ale teraz przystąpmy do rzeczy! Poco wam przepustka?
Wagin szczegółowo i logicznie począł rozwijać powstający w jego głowie plan. Podczas wypraw swoich po różnych biurach w poszukiwaniu pracy spostrzegł, że przeważna część klerków, subjektów i robotników-Chińczyków zamieszkiwała peryferje. Władze, przerażone natarczywością Japończyków, nie śmiały zatwierdzać przepustek, wydawanych im przez pracodawców. Z tego przywileju korzystali tylko urzędnicy-Europejczycy, zamieszkujący odcięte od miasta dzielnice. Niezawodnie odczuwano tam teraz dotkliwy brak rąk roboczych, a, być może, nawet i wykwalifikowanych pracowników umysłowych. Wagin, z całą trzeźwością oceniając stan, wytworzony przez izolowanie miasta od przedmieści, liczył na to, że prawdopodobnie mógłby znaleźć zarobek w firmach i biurach, na nieokreślony czas pozbawionych pracowników. Kto wie — może — udałoby mu się nawet otrzymać stałą posadę? Dlatego też marzył o przepustce, gdyż przekonany był, że od tego zależy jego los i cała przyszłość.
Miczurin zrozumiał plan gościa i uznał go za słuszny i trafny.
— Myślałem już o takim świstku papieru przez cały czas, gdyście spali — mruknął. — W każdym innym wypadku mielibyście jutro przepustkę, choćby z podpisem prezydenta tego bałaganu, który ma