Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przyjmowano tam tylko najmłodsze, białe dziewczyny, a mogły one korzystać z pobytu w „Pawilonie“ wyłącznie do czasu, aż jakiś nabab skośnooki i żółtolicy potrafił zdobyć za zwykle bardzo wysoką sumę „prawo pierwszej nocy“. Klient, płacąc hojnie wygórowane ceny za wstąp, poczęstunek i czas, spędzony w „Pawilonie Nenufarów“, musiał jednak umieć zdobyć obraną przez siebie dziewczynę.
Wiera (tak się nazywała pacjentka Plena) po miesiącu uległa ubiegającemu się o jej wzglądy i miłość bankierowi. Był to bogacz, o którym mówiono, że mógłby wybrukować srebrnemi płytkami drogę z Kałganu do Szanchaju, człowiek trzydziesto-pięcioletni, elegancki, obyty, często bywający w stolicach europejskich, dowcipny i wesoły. Po długich zabiegach i błyskotliwych, a podstępnych obietnicach udało mu się nietylko pozyskać sympatję niedoświadczonej dziewczynki, ale nawet wzbudzić poważniejsze uczucie Wiery, olśnionej wystawnością życia i pochlebionej uwielbieniem adoratora. Po upadku nie ujrzała już więcej nigdy rozkochanego w niej bankiera. Zaspokoiwszy swoją zachciankę, zniknął, by z czasem powrócić do „Pawilonu“ po nowy „nenufar“, gdyby jakiś niezwykle cenny okaz rozkwitnął w tym niecnym zakładzie. Właściciel jego, bardzo delikatnie i bez zatargu wypłaciwszy swej ofierze dwieście dolarów chińskich, pozbył się jej natychmiast. Nie była już bowiem towarem godnym jego przedsiębiorstwa. Wiera, zrozpaczona i zgnębiona, w podświadomem przeczuciu jakiejś klęski zamieszkała sama. W kilka tygodni potem zjawiła się w poczekalni Plena, skulona, nieszczęśliwa i zawstydzona. Jąkając się i płacząc, opowiedziała mu swoje krótkie