Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieje i, zasłaniając twarz rękami, błagała lekarza, aby ratował ją, gdyż dzieje się z nią coś strasznego i ohydnego. Doświadczony lekarz, jakim był Oskar von Plen, przyglądając się jej bacznie, domyślał się już, z jakiego rodzaju pacjentką będzie miał do czynienia. Nie pomylił się oczywiście i, gdy po długich namowach pozwoliła się zbadać, przekonał się, że mała, nieszczęśliwa Wiera została zarażona luesem w najgorszej postaci, spotykanej wyłącznie w Chinach i Japonji. Uporczywie borykał się doktór Plen z nieustępliwą chorobą, która z błyskawiczną szybkością niszczyła młody organizm, nieodporny ani na zarazki jej, ani na stosowane w tych wypadkach środki zaradcze. Dziewczyna ginęła, bo rozkład postępował niezwykle gwałtownie. Ratunku dla niej nie było, chyba, gdyby chora mogła gwałtownie zmienić klimat. O tem jednak nie mogło być nawet mowy. Pieniądze Wiery wyczerpywały się, chociaż Plen wymógł na Chińczyku, właścicielu palarni, aby nie żądał od niej zapłaty za leczenie.
Plen, przewidując nieuniknioną katastrofę, zmusił się do wielkiego w jego stanie wysiłku. Udał się pewnego razu do mieszkania Czeng-Si i począł go prosić o pożyczenie mu pieniędzy, potrzebnych na bilet okrętowy dla Wiery. Żądana suma wydała się Chińczykowi zbyt wygórowaną. W jego handlarskiej, kombinatorskiej głowie nie pokrywała się ona możliwością odrobienia jej przez Plena, który wyglądał nędznie i coraz częściej leżał na pryczy z fajką w ustach, pochylony nad lampką i otoczony kłębami ciężkiego dymu. Mógł przecież lada dzień skończyć swoją wędrówkę życiową... Czeng-Si wymówił się złemi interesami i nie dał ani jednego czocha.