Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ści. Była to ucieczka w nicość. Szybko postępujący nałóg i niezwykle silne działanie trujących alkaloidów na organizm pozbawiły go niebawem klienteli. Pieniądze rosyjskie, leżące w banku, straciły wkrótce swoją wartość. Otumaniony ciągle, nieprzytomny Plen znosił do palarni na Fu-Tien-Koo ostatnią swoją majętność i, zapewne, zginąłby w tej spelunce, lub o głodzie i chłodzie błąkałby się po mieście, aż dopóki nie zmarłby gdzieś na ulicy lub na ławce, zakradłszy się z wieczora do parku. Nauczył się już tego od zawodowych żebraków i włóczęgów tubylczych, którzy lubili tego „mauza“ za to, że biegle i pięknie mówił po chińsku, znając kilka narzeczy, umiał palcami wyrywać bolące zęby, a wzrokiem i lekkim dotykiem długich palców uśmierzać tak rozpowszechnione w Chinach bóle głowy, które były nieuniknioną konsekwencją palenia opjum. Z pomocą Plenowi przyszedł jednak najnieoczekiwaniej szczęśliwy dlań wypadek.
Właściciel palarni na Fu-Tien-Koo, kupiwszy u jakichś nieznanych osobników sporą partję opjum, został następnie przez nich napadnięty. W walce dostał cios nożem w bok. Jakiś przechodzeń poznał leżącego w kałuży krwi Chińczyka i zaalarmował jaomyń. Policja, pobierająca stały haracz od zakazanego przedsiębiorstwa, z którego oprócz niej ciągnęli zyski gubernator, radni miasta i sędziowie, przywiozła umierającego, nieprzytomnego Chińczyka do domu. Powstał zgiełk, który obudził śpiącego na pryczy Plena, zatrutego dużą dawką opjum. Oprzytomniawszy, wszedł do mieszkania właściciela i, objaśniwszy, że jest lekarzem, namówił rodzinę, aby oddała chorego pod jego opiekę. Ranny niespo-