Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do Irokezów z dalekonośnych karabinów...
— Irokezy zginą w tym wypadku... — mruknął Czarny Sęp.
Pani Wanda kiwnęła głową i ciągnęła dalej:
— Tak też i w życiu się dzieje, mój wodzu! Wasi ludzie częstokroć chorują i umierają, ponieważ wy nie umiecie korzystać z medycyny, nauki o chorobach i leczeniu. Dolegliwości, które dla uczonego białego człowieka są błahostką, mogą spowodować śmierć lub kalectwo wśród ciemnych, niewykształconych Indjan. Czy dobrze mówię?
Irokez potrząsnął głową i odparł pewnym głosem:
— Biała niewiasta wyrzekła sprawiedliwe słowa, które zapadły do serca wodza!...
Umilkł i zamyślił się.
Po pewnym czasie znowu mówić zaczął:
— Obawiam się wpuszczać na nasze tereny Anglików! Widziałem już nie-