poddostatkiem emigrantów... Jednego zmarłego dwudziestu innych pochowa z radością, że zwolnił miejsce...
Te okrutne słowa podobały się panu dyrektorowi, więc znowu wybuchnął śmiechem i dodał:
— Niech się pan nie obawia! Znajdziemy tylu ludzi, ilu zażądamy.
Polak zrozumiał jakiego ma przed sobą człowieka, więc, zacisnąwszy zęby, pomilczał chwilę, a potem znów się odezwał:
— Nie o to chciałem zapytać pana dyrektora... Sądzę, że moglibyśmy uniknąć nadmiaru chorych i zaoszczędzić na tem.
— Zaoszczędzić? — powtórzył zainteresowany Anglik. — Lubię mądre uwagi!
Pan Mieczysław uśmiechnął się nieznacznie i ciągnął dalej:
— Firma wydaje sporo dolarów na kwas cytrynowy, taninę i chinę, któremi zwalcza szkorbut, gdy tymczasem możnaby tego uniknąć tak, jak się robi w kopalniach złota w Rosji...
Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/f/f8/F._A._Ossendowski_-_Sta%C5%9B_emigrant.djvu/page24-1024px-F._A._Ossendowski_-_Sta%C5%9B_emigrant.djvu.jpg)