Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Basiewicz, wprawiony w łowy letnie i zimowe na rybnej Lenie, nauczył nowego przyjaciela nieznanych mu sposobów chwytania największych ryb na wędkę, którą opuszczano do przerębli.
W ten sposób przez okrągły rok obie rodziny nie czuły niedostatku świeżego i doskonałego pożywienia.
Z prowjantem było tu naogół ciężko.
Zapasy żywności przywożono jucznemi końmi, gdyż tylko ścieżki, wydeptane w kniei, prowadziły do osiedla. Robotnicy żywili się więc licho. Wydawano im zatęchłą mąkę, która w wilgotnym klimacie szybko się psuła, zapleśniałe suchary żytnie, suszone indyjskim sposobem mięso reniferowe i solone ryby.
W lecie ludzie urozmaicali swoje pożywienie, zbierając jagody, dziko rosnące w lesie, i owoce: jabłka, czeremchę, porzeczki, maliny, borówki i grzyby, w zimie zaś, która trwała całe pięć miesięcy, cierpieli z braku jarzyn i owoców.