Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ
DZIESIĄTY
W NIEWOLI U KALABONÓW

Kalabon mówił długo, zapalając się coraz bardziej. Mówca tupał, podskakiwał, sapał, wymachiwał rękami i robił groźne miny, aż wkońcu, jak prawdziwy Andamańczyk, zaczął wylewać potoki łez. Cały tłum, otaczający jeńców, jął płakać razem ze swoim wodzem.
Władek, rzecz prosta, nie zrozumiał ani słówka z całego przemówienia, więc, gdy Kalabon umilkł wreszcie, spojrzał na Dżaira pytająco. Postawa czarnego chłopaka i wyraz jego twarzy uderzył i w zdumienie wprawił Władka. „Mały wódz“ stał wyprostowany, z podniesioną głową, a na twarzy miał wyraz skupiony, dumny i stanowczy. Mimowolne uczucie szacunku dla niego ogarnęło Władka.