Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chodźcie — obaczycie sami... — odpowiedział Franc.
Rozległo się człapanie dwu par nóg po błocie.
Jerzy i gajowi zaczaili się w krzakach.
Dwóch ludzi krążyło po haszczach szukając chłopca, aż wreszcie nieznajomi zbliżyli się do kryjówki Brzezińskiego i Gabary.
Jerzy zamierzał już kazać im podnieść ręce do góry, gdy zwinny Iwan skoczył ku nim nagle i, zanim Brzeziński opamiętał się, jakimś zbójeckim chwytem powalił jednego, drugiego zaś ugodził pięścią w nos. Świrczyk nie tracąc czasu wsiadł okrakiem na gramolącego się z błota tęgiego Czecha i kuł go pięścią po rudym łbie.
— Związać im łapska! — skomenderował Jerzy i gajowi odpiąwszy sobie rzemyki podtrzymujące portki skrępowali jeńcom ręce.
— Gdzie tu najbliższy posterunek straży granicznej? — spytał Brzeziński.
— Pod Pop Iwanem!
— No, tedy marsz na posterunek!
Ze trzy godziny zabrało im to przejście, lecz tuż przed południem doprowadzili kłusowników do posterunku i oddali ich w ręce strażników.
Zaczęło się badanie pochwyconych Czechów, przekraczających bezprawnie granicę polską.
Tłumaczyli się tym, że słysząc wołanie Franca i myśląc, że coś mu się złego przydarzyło, nie spostrzegli, że minęli słupy graniczne.
Oficer ze strażnicy spisał protokół i poddał aresztowanych rewizji.
W kieszeni jednego z nich znaleziono przygotowany raport do jakiegoś Siviczka w Rahowie z doniesieniem, że zwabione spoza polskiej granicy sześć byków, które wpadły do wykopanych w ziemi pułapek, będą dostarczone na czas na kolej i wysłane pod adresem „vażenoho pana radcy Biłoczka“ do jego rezerwatu.
Drugi Czech, nazwiskiem Pliszka, usiłował wyrzucić do palącego się pieca jakąś kopertę.