Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nasze byki. Ja mu, panie gnaty teraz przetrącę, najbardziej za tego fajnego dwudziestaka!
— Zaczekaj, bo na to zawsze będziesz miał czas! — wstrzymał zacietrzewionego chłopa Brzeziński. — Musimy dowiedzieć się, po co i dla kogo on to robił, bo przecież taki szczeniak sam by tego nie wymyślił?
Chłopak nie mówił po polsku ani po rusku i milczał na wszystkie pytania.
— To ty nie Polak? — spytał go Jerzy.
— A no, ja sem Czech — odparł chłopak.
Długo trwała rozmowa z jeńcem, aż w końcu wszystko się wyjaśniło.
Wtedy Jerzy zaczął naradzać się z gajowymi, a skończywszy powiedział do chłopaka.
— Zabieraj swoją maszynę i prowadź nas! Pamiętaj jednak, że, jeżeli zdradzisz, to dostaniesz kulą, bo żartować i ceregielować się z tobą nie zamierzam.
Powiedział to takim dobitnym głosem i zrobił tak straszną minę, że małemu kłusownikowi aż łydki drgnęły.
Chłopak szedł na przedzie na uwiązanym do pasa sznurku. Koniec jego trzymał Iwan i od czasu do czasu porykiwał niby wabiąc jelenie. Szli przez straszne wertepy, po bajorzysku, w wąskiej rozłodze górskiej, do której na pewno nigdy nie zaglądali strażnicy, ani gajowi.
Na rozmiękłej ziemi widniały jednak ślady jeleni i drobnych stóp ludzkich.
— Tędy ten szczeniak prowadził za sobą nasze byki! — mruczał Świrczyk. — Och, panie, gdybyście mi go oddali, ja bym go uraczył!
Tak idąc doszli do zarośniętej krzakami przełęczy, gdzie zbiegały potoczki, wlewające się do jednego łożyska.
— Tu poczyna się Biała Cisa — szepnął Iwan. — Chadzał ja tą drogą, kiedym jeszcze kłusaczył za austriackich czasów...
Na znak Brzezińskiego chłopak włożył dwa palce do ust i przeciągle gwizdnął.
Zupełnie blisko odpowiedział mu okrzyk:
— Franc, to ty?
— Ja! Chodźcie tu, prosim...
— Co tam masz?