Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

innego sposobu. Zobaczywszy stado dzikich byków dobruckich, które batami z surowca pędzili na rzeź czabani rumelijscy, pan Jerzy skinął na Olka i mruknął do niego:
— Zacznij, chłopie, swoje igraszki!
Chłopak zrzucił na ziemię torby z towarem i podbiegłszy do ogromnego płowego byka, który sapiąc i pochylając rogaty łeb ciskał się na pastuchów, pięścią grzmotnął go między rogi. Buhaj zatoczył się jak pijany i zaryczał głucho, przeciągle. Po chwili runął na śmiałka.
Pastuchy ujrzawszy to umknęli czym prędzej i stanęli na uboczu.
Od majdanu nadbiegać poczęli Tatarzy, chciwi widowiska. Olko tymczasem uskoczył zręcznie na bok i wparł się nogami w ziemię. Płowe cielsko zwierzęcia toczyło się właśnie ku niemu, więc się pochylił, ugiął nogi w kolanach i wyciągnąwszy ręce czekał. Gdy byk dobiegł i zdumiony na chwilę przystanął, Olko schwycił go za rogi, szarpnął potężnie ku sobie i nacisnął. Łeb buhaja już prawie dotykał ziemi, lecz silne zwierzę poczęło się szamotać. Wtedy stało się coś dziwnego. Olko w jednej chwili przełożył ręce i nacisnął prawym ramieniem bok byka. Z chrzęstem pękły kości w karku. Z głuchym rykiem buhaj runął na ziemię.
Pastuchy poczęli hałłakować, Tatarzy podnieśli krzyk:
— Bohadyr! Bohadyr!
Od strony namiotów zbliżała się mała grupka ludzi, otaczająca jakiegoś grubego, siwobrodego Tatara o krzywym nosie i bliźnie na wypukłym czole.