Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Chwała niech będzie Najwyższemu i Najświętszej Panience! — odpowiedział pan Sulatycki radośnie. — Ucieszy się siostra, bo martwiła się, że niesporo wam to szło...
Usiedli we troje na ławie i popijając mleko gwarzyli o tym i owym, jak to zawsze bywa w półciemnej izbie przy migotliwych połyskach płomienia w kominku. Niebawem Anielka udała się na spoczynek, pożegnawszy obu serdecznie.
Rycerze pozostali sami.
Rotmistrz namyślał się nad ustaleniem dnia zrękowin i ślubu, wyrażając nadzieję, że tym razem już nic mu nie stanie na przeszkodzie i że przed wystąpieniem w pole zdąży się ożenić i młodą żonę w Berezowie Wyżnym osadzić na ojcowiźnie.
Pan Hieronim słuchał i milczał, ale w końcu się odezwał:
— Ino radzę, Jerzy, śpiesz się, bracie, bo z Kosowa dochodzą mnie różne wieści...
— Co nowego? Gadajcież, ojcze Hieronimie! — zaniepokoił się rotmistrz.
— Słysz, z Warszawy przybyli do Lwowa gońce od Króla Jegomości do hetmana Potockiego z rozkazem, by pod Szczercem obóz zatoczył dla wojsk koronnych. Pan strażnik wojskowy zaś...
— Pan Zbrożek?!
— Ano, już przybiegł pod Beresteczko, gdzie ma się zbierać wojsko litewskie hetmana polnego Michała Paca, a stamtąd do Lwowa wpadł z listem do wojewody, by ten grodu pilnował i pospolite ruszenie zbierał, bo ponoć opornie się gromadzi...