Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stan obejrzanych chorych, wskazując na związek pomiędzy wewnętrznymi zaburzeniami, a objawami zewnętrznymi. Skończył wreszcie i szybko zeszedł z katedry.
— Ta-Emczi, dlaczego nie zechciałeś spojrzeć raz jeszcze na chorego, o którym ci mówiłem, że widzę pod jego pachą... — zaczął Firlej, lecz Sain-Noin szarpnął go za rękaw i mruknął:
— Jeżeli jesteś lekarzem — uzdrawiaj, ale nie wtrącaj się w rzeczy nie swoje, których nie znasz i nie poznasz nigdy... Powiedziałem!
Ostatnie słowo oznaczało rozkaz.
— No, no! Aż tak bardzo rozgniewałem staruszka! Co w tym może być? — głowił się doktór wychodząc z sali.
Zamierzał już iść na wykład hipnozy, gdy przy wejściu dopadł go kucharz Ju-Tun i czepiając się jego ramienia wyjąkał:
— Ta-je! Ju-Szu poszedł do spiżarni i nie wrócił... nie wrócił, ta-je...
— Cóżeś zwariował? — oburzył się lekarz. — Będziesz zawracał mi głowę takim głupstwem?! Idź i poszukaj swego Ju-Szu, jeżeli stęskniłeś się za tym łobuzem!
— Ta-je! — jęknął kucharz. — Znalazłem Ju-Szu... ktoś mu odciął głowę i zabitego ukrył za pustą skrzynią...
Firlej drgnął. Straszna dłoń tajemnicy sięgnęła już i do jego domu.
— Jeżeli tak jest, to leć do rządcy i opowiedz mu o wszystkim — szepnął do Chińczyka.
Namyślał się przez pewien czas, a potem zacisnął mocno szczęki i mruknął:
— Zaczepiliście mnie — poznacie Firleja! Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę! Adolfku, musisz działać i to szybko a mądrze!
Nie wiedział kto go zaczepił i z jakiego powodu, lecz natychmiast przypomniał sobie wyglądającą z okienka mieszkania Sobcowa czyjąś twarz i nóż, wbity w pierś ogrodnika.