Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Otrząsnął się, zdusił w sobie wzruszenie i wszystko, co nań tak nagle spadło i porwało na jakąś zawrotną wyżynę.
Znowu usiłował wydusić z siebie ów beztroski śmiech, który odleciał go teraz i wydawał się samemu niepotrzebnym i fałszywym, jak jakiś zgrzyt, wrywający się do płynnej i pięknej harmonii.
— O, to wcale nie łatwa rzecz w tym miasteczku, miss Atri! — powtórzył. — Mnisi buddyjscy razem z kurami udają się na spoczynek i na siedem spustów zamykają bramę klasztoru, żeby się przez nią nie dostały złe duchy! Mister Hill nie chciał mnie wpuścić do domu — nie wiem, z jakiego powodu? Może obawiał się, że po podróży będę chrapał jak zakatarzony słoń i nie dam pani i jemu spać? A może też bał się, że bądź co bądź uduszę tego perskiego effendi... Więc cóż miałem robić?... Usiadłem tu... i siedzę.
— Siedzi pan tu? — spytała znowu, bo Firlej umilkł, wyrecytowawszy swoją improwizację.
— Siedzę! — mruknął. — Doczekałbym się tu ranka, gdyby nie ten nieznośny „Knox“... Zawsze mu strzeli coś niedorzecznego do głowy!
— Na przykład zwęszenie mnie u starego Parsa? Tak też i ja mogę myśleć, skoro pan doktór narzeka na najmilszego „Knoxa“ — posłyszał Firlej głos księżniczki, a w głosie tym zadrgały różne nuty.
— Pani się już gniewa na mnie! — odparł prawie z rozpaczą doktór. — Za to, że mój pies znalazł panią, ja mu za życia posąg z bronzu wystawię w Nowym Jorku w holu domu, w którym będę mieszkać...
Ta odpowiedź Firleja skierowała niespodziewaną rozmowę nocną na zupełnie nowe tory.
— Pan doktór zapewne jest żonaty? — spytała nagle Atri-Maja.
— Czy podobny jestem do żonatego? — odpowiedział zdumiony, lecz po chwili zaśmiał się i dodał: — Zresztą ma pani słuszność — jestem żonaty, a pani Firlej ma na imię Me-dy-cy-na. Prawda, że wdzięczne i dźwięczne imię?