Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to znów dlaczego? — spytał niedowierzającym głosem Firlej.
— Tu ciągle niewiadomo dlaczego trzęsie się ziemia, aż w osobie pańskiej wybuchnął wreszcie wulkan! — ryknął śmiechem Amerykanin.
Doktór tak się zmieszał, że aż się zarumienił, mimo, że powietrze gór tybetańskich od dawna już na ciemny brąz opaliło jego skórę.
Zapomniał języka w gębie i nie odciął się nawet poczciwemu Hillowi, który tak zanosił się od śmiechu, że aż krzesło pod nim trzeszczało, a obudzony „Knox“ szczekać zaczął.
Śmiał się też i Pars, chociaż oględnie i z lękiem.
Tylko księżniczka patrzyła na zawstydzonego Firleja z sympatią i zaciekawieniem.
Wreszcie doktór wziął się w garść i burknął:
— Zawsze jestem taki! Jeżeli co robię, to już całym sercem... Podobno jest to głupie i nikomu nie potrzebne.
— Przeciwnie! — zaprotestowała Atri-Maja. — Tacy ludzie rzadko się teraz spotykają i przez to samo choćby powinni być bardzo cenieni...
Powiedziawszy to wzdrygnęła się nagle i skuliła.
Spostrzegł ten odruch Firlej i zerwał się z krzesła.
— Gadamy wciąż i gadamy, a zapomnieliśmy, że miss Atri-Maja odbyła taką straszną podróż i jest zapewne zmęczona śmiertelnie! — zawołał. — Niech pani weźmie moją kurtkę i otuli się nią.
Zrzucił natychmiast zamszową kurtkę na flaneli i pozostał w granatowej koszuli.
Bez sprzeciwu dała okryć sobie ramiona i wstała trzymając pieska na rękach.
— Na ziemię „Knox“! — zakomenderował doktór. — Czyż nie widzisz, że pani ciężko jest dźwigać takiego objedzonego bydlaka?
Posłuszny zwykle i doskonale wytresowany foxterier podniósł jedno ucho i rzucił na swego pana spojrzenie wyraźnie mówiące: