Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Okazało się jednak, że byli śmiertelnie znużeni i potrzebowali choćby chwilowego spoczynku.
Odetchnąwszy nieco, Unen szepnął:
— Wszystko dobrze się ułożyło! Wiemy, gdzie się ukrył Urus i jego ludzie...
— A córka radży Rungpuru? — przerwał mu niecierpliwie doktór.
— Też wiemy, wiemy! — uśmiechnął się hutuhta.
— Opowiadajcież, bo strasznie jestem ciekaw! — prosił ich Firlej.
— Urus z branką i swymi pomocnikami stanął w domu Czandry-Bengalczyka... — zaczął Unen.
— Czandry-łowcy? — wtrącił pytanie doktór.
Młody lama kiwnął głową twierdząco i mówił dalej:
— Czandra nie mieszka w Singribari, tylko na drugim brzegu rzeki w wiosce Putangur... Tam właśnie zatrzymał się Urus, ale dziewczyny i Torczi nie ma z nimi!
— Nie ma! — krzyknął Firlej, lecz umilkł, bo obaj lamowie zamachali na niego rękami.
— Torczi przybłąkał się do kaszmirskich komediantów opowiedziawszy im, że jest koniokradem i porwał komuś właśnie cztery osiodłane konie. Kaszmirczycy sami są koniokradami, więc przygarnęli go i długo cmokali chwaląc jego zdobycz, bo konie bardzo im się podobały.
— Dobrze, dobrze, ale gdzież oni ukryli córkę radży? — niecierpliwił się Firlej.
Unen położył się na wznak na ławie i zamknąwszy oczy usnął nagle.
Wtedy doktór przysiadł się do Dżałhandzy i trzęsąc go za ramię żądał odpowiedzi, powtarzając:
— Gdzie ukrył Sobcow „gundże“! Muszę wiedzieć i nie dam wam usnąć, aż mi nie odpowiecie, hutuhto!
Mongołowi oczy się kleiły i głowa leciała jak pijanemu, jednak widząc niecierpliwość i podniecenie przyjaciela nie mógł powstrzymać się od śmiechu.