Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Patrz pan, co mam na biurku! — zawołał Le Glay.
Była to moja książka francuska „Bêtes, hommes et dieux.“
Napisałem na niej dla właściciela kilka słów, otrzymawszy wzamian najświeższy tomik nowel Le Glay’a.
Wkrótce przybył pomocnik naszego przyjaciela z żoną i zasiedliśmy do stołu. Do późnej nocy gwarzyliśmy, poruszając różne tematy; coraz bardziej przekonywałem się, że rozumiemy się z Le Glay’em, że mamy z nim jednakowy sposób myślenia i jednakowy sposób ujmowania wrażeń. Cieszyło mnie to bardzo, gdyż pokochałem Le Glay’a.
Dużo ciekawych szczegółów o Marokku dowiedziałem się od „Empereur des Berbères“, i przekonałem się, że mam właściwy pogląd na cały szereg zjawisk. Od pisarza zaś Le Glay’a otrzymałem pewne drogowskazy, prowadzące do duszy ludu Mahrebu.
Te drogowskazy były dla mnie bardzo cenne, gdyż potwierdzały raz jeszcze moją myśl, że człowiek jest produktem klimatu, gleby, kultu i okoliczności tylko pod względem zewnętrznej powłoki, pozatem tubylec z obwodu Abda, z Ergów Sahary jest takim samym człowiekiem, jak tubylec rzeki Orchon, z nad brzegów Morza Berynga, z Yan-Tze-Kiangu, Winnipegu, Nowego Jorku, Paryża, Berlina i Warszawy, bo ma duszę zawsze trwożną, smętną, lecz żądną niedoścignionej wiedzy i niezależnej od jego mózgu — wiary w Boga i w człowieka — dzieło jego przedwiecznej woli.
Nazajutrz odwiedziliśmy w zamku Keszla pomocnika Le Glay’a, p. Coliac, który dał nam za przewodnika, mówiącego dobrze po francusku, spahisa, Araba z Algieru.
Zaprowadził on nas do Dar El Behar. Potężne, z cyklopicznych bloków złożone mury trzymają się dobrze; wewnątrz, w różnych skrytkach i zakamarkach gnieżdżą się jacyś ludzie, jakieś składy. Wchodzimy na szczyt wieży, wyrastającej wprost ze skał, stojących nad