Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

morzem. Przed nami Ocean skrzy się w słońcu i wali zielonemi falami w czarne kamienie, wynurzające się z wody. Fale z łoskotem ciskają się na te rafy i wyrzucają wysoko w powietrze siwą pianę i całe kaskady mieniących się w słońcu bryzgów. Wyciągają pożądliwie ku morzu swe szyje stare armaty, od wieków nieme, lecz pyszniące się jeszcze herbami Wielkiej Hiszpanji i potężnej niegdyś na oceanach Holandji.
Ze szczytu baszty widzimy całe Safi, z groźnym Keszla w pierścieniu ciemnych murów, z białemi kubbami i minaretami — na dole; zbiorowisko domów i domków wylewa się coraz bardziej pod stare, bezsilne i przeżyte mury i wybiega ku portowi.
Być może, że nigdzie w Marokku nie można spotkać miejsca, gdzieby Islam tak chętnie zbliżał się do Europy, jak w Safi. Tubylcy posługują się już systemami rolnemi, przejętemi od Francuzów, prowadzą rozległy handel z firmami europejskiemi, korzystają z kredytów bankowych, z poczty i telegrafu; niektórzy mają nawet własne samochody i telefony. Jednocześnie zaś nie widać tu zdeprawowanego Islamu, jak to na każdym kroku stwierdzać można w Kazablance, a szczególnie w Tangerze i w hiszpańskiem Marokku.
Jestem przekonany, że gdyby który z muzułman upił się i był aresztowany za burdę uliczną, to miejscowy Kadi ukarałby go daleko łaskawiej, niż „Contrôleur civil“, kapitan Le Glay, znawca i piewca duszy Mahrebu. Onby tego nie wybaczył, bo byłoby to dla pisarza Le Glay’a ciężkiem i bolesnem rozczarowaniem, jakieby mu sprawiła ta dusza berberyjska!
Zwiedziliśmy fabrykę naczyń majolikowych, tę osobliwość Safi. W warsztatach zwykli garncarze i odwieczne warsztaty do formowania, naczynia różnego gatunku i rozmiarów: od kałamarza i pudełka do pudru, aż do olbrzymich, na półtora metra wysokich waz.
Emalję i rysunki nakładają wykwalifikowani robotnicy. Tych zaś wychowuje szkoła praktyczna. Ry-